Sunday Strain założony został w 2005 roku, jako projekt poboczny Llovespell. Zespół zadebiutował limitowanym albumem „Every Song Is A Lovesong”, a nowe „Destiny.Done” wydał nasz rodzimy Wrotycz Records. Sunday Strain jest już dojrzałym zespołem, który jednak nadal eksperymentuje, tym razem wykorzystując również bas i perkusję, którym towarzyszy silny i czysty głos Dorain W.
Wokal Dorain W. przypomina najbardziej uduchowioną wersję Alyson Moyett, a muzyka samego zespołu to połączenie dreampopu z bluesem i bardziej mrocznymi klimatami. Na płytę składa się dziesięć utworów, które są spokojne, nastrojowe, lecz jako całość podnoszące na duchu.
Płytę otwiera „Temporary files”, który jest w połowie elektroniczną introdukcją, dopiero pod koniec przerywanym inkantacją Dorian. "Waiting for you" przypomina trochę muzykę bliskiego wschodu. Śpiew nie jest na pierwszym planie, ale wokal pozostaje wciąż jasny i zrozumiały. Najbardziej fascynującym elementem "Waiting For You" jest z pewnością bas, który jest naprawdę daleko w tle, ale nadal bardzo żywy i impulsywny. Nieco słabsze jest "Saviour machine ", które nie podchodzi nawet po wielokrotnym przesłuchaniu. Utwór jest dużo bardziej nużący, niż dwa pierwsze utwory, brak w nim czegoś oryginalnego. Natomiast dużym kontrastem do całości jest "Time is with me" - zestaw syntetycznych dźwięków, budujący dość futurystyczny klimat, który łatwo można podłapać. W połowie płyty trafiamy w końcu na tytułowy „Destany done” - jeden z bardziej chwytliwych utworów na płycie. Mimo jednostajnego tempa i wyeliminowania basów, z pewnością jest jedną z najbardziej udanych kompozycji na albumie.
"Dandelion" brzmi ponuro i przygnębiająco. Wrażenie to powstaje z połączenia wielu elementów. Po pierwsze, uderzające jest to, że nawet bardzo mroczny i matowy bas w połączeniu z głębokim głosem powoli zaczyna przytłaczać, przez co pozostałe elementy w tym utworze wydają się stłamszone. Mimo to, „Dandelion” także należy do utworów bardziej wyróżniających się na płycie. „Cyan" to czysto instrumentalny kawałek z lekkim dodatkiem nosowych "przeszkadzajek" i stanowi swoisty przerywnik. "Autumn waves” jest natomiast nieco chłodniejsze i mniej rytmicznie, a do tego jeszcze bardziej zwalnia pozostawiając słuchacza sam na sam z ciszą.
„Destiny.Done” to ponad 45 minut lekkiej elektroniki na przyzwoitym poziomie, z dobrym wokalem. Album pełen jest subtelnych dźwięków i wprowadza w lekko melancholijny nastrój. Płyta została wydana w eleganckim lekkim trzy panelowym digipacku, bez dodatkowych wkładek. Godne polecania.